Internetowa czytelnia dobrym miejscem na Twój debiut literacki

Skocz do treści
Ustawienia kontrasu:

Anna Stryjewska: „Pocałunek morza” — odcinek 4.

Pewnej soboty babka wysłała ją do sklepu. Właśnie zachciało jej się czerwonego barszczu, gdy okazało się, że butelka po occie jest pusta.

— Tylko pospiesz się! — rzuciła za nią, gdy wsiadała na wielką, przedwojenną chyba damkę. Rower był zardzewiały i miał zwichrowane koła. Patrycja czuła się okropnie, gdy przemierzała nim wieś. Modliła się, by nie spotkać nikogo po drodze, ale jak na złość niemal przed każdą bramą ktoś stał. Rzucała więc krótkie ,,dzień dobry!” i jechała dalej.

Do Pabisiaków przyjechał ksiądz z ostatnim namaszczeniem. Podobno seniorka rodziny czuła się ostatnio nie najlepiej. Ale w końcu nie było się czemu dziwić, dobijała dziewięćdziesiątki. W sąsiedniej bramie kilka kobiet w różnym wieku rozprawiało o tym wydarzeniu. Między nimi stała Balbina Janikowa — największa plotkara we wsi. Często zaglądała w gościnę do babki. Omawiały wtedy różne sprawy dotyczące życia mieszkańców Górek. Mimo swoich sześćdziesięciu wiosen poszczycić się mogła werwą i temperamentem godnym niejednej nastolatki.

— Pewnie jedzie po tę rozpustnicę! — zagrzmiał za jej plecami głos Balbiny.

Nie wiedziała o czym mówi, więc co sił pognała dalej.

Zielonym rometem mknął z przeciwka Mirek. Był od niej sporo starszy, ale wyczuwała od dawna zainteresowanie z jego strony. Zaczerwieniła się po same uszy, gdy minęli się na tej samej wysokości i chłopak rzucił w jej kierunku ciepłe, zalotne spojrzenie. Ale na szczęście pojechał dalej.

— Fajny ten Mirek! — powiedziała kiedyś do niej Ewa — Słyszałaś jak gra na perkusji?

— A kto by tego walenia nie słyszał? — zaśmiała się wówczas w odpowiedzi.

Niemal każdego popołudnia z przybudówki w podwórku, gdzie mieszkał wraz z rodzicami dochodziło głośne uderzanie w bębny i talerze.

— Skaranie boskie z tym chłopakiem! — jęczała nieraz jego matka. — Tylko wali i wali w te bębny jakby nic innego na świecie nie istniało! Głowa mi pęka w szwach, już mi nawet wata w uszach nie pomaga!

— Ach te dzisiejsze dzieci! — odpowiadały jej współczujące głosy sąsiadek.

A Mirek nic sobie nie robił z tych uwag i grał. Wieczorami schodzili się do niego koledzy, słuchali muzyki i rozprawiali wesoło o życiu, za jakim z pewnością tęsknili.

 

A tymczasem w sklepie, jak to na wsi o tej porze, wiało pustką. Jedynie w kącie kilku mężczyzn popijało w najlepsze piwo. Wybuchali raz po raz baranim, głośnym śmiechem, zagłuszając własne, tubalne głosy. Kobieta za ladą nie zwracała na nich uwagi. Zajęta była liczeniem towaru na półkach, dlatego co chwila notowała coś w grubym zeszycie drewnianym długopisem, z wyrytym napisem “Zakopane”.

— O! Zobaczcie, kto tu przyjechał! Nasza kochana przybłęda!

Dopiero teraz Patrycja dostrzegła w grupie Tereskę. Wyglądała na pijaną, na jej policzkach wykwitły czerwone wypieki, a pod oczami spływał szeroką strugą czarny tusz do rzęs.

W dodatku chwiała się na nogach i przeklinała siarczyście. Starała się nie zwracać na nią uwagi, ale tamta wyraźnie miała ochotę na zaczepki.

— A w dodatku jaka ważna! Nawet się nie zaśmieje! Kto by pomyślał, do kogo to się wrodziło? Przecież chyba nie do naszego Adasia! — rozdarła się głupawym, histerycznym śmiechem i pociągnęła z butelki kolejny łyk piwa.

— Biedny Adaś nie miał nawet okazji, by jej dorobić uszy! — zadrwiła.

— Nie twoja sprawa! — odcięła się gniewnie. — Spójrz lepiej na siebie! Twoja matka pewnie w grobie się teraz przewraca!

Towarzystwo ryknęło śmiechem.

— Co powiedziałaś ty wstrętna, mała przybłędo?! Jak ci zaraz przyłożę, to pożałujesz!

— Uspokój się, Tereska! — wyrwał się z grupki jakiś mocny głos. Kilka par rąk powstrzymało ją przed zamiarem rzucenia się na dziewczynę.

— Czego chcesz od niej? Sama przecież zaczęłaś! — odezwało się kilku podchmielonych panów.

Patrycja wykorzystała moment i wyskoczyła ze sklepu. Nawet nie zdążyła kupić tego cholernego octu. I co teraz powie babce, jak się z tego wytłumaczy? Co ją podkusiło, by zadzierać z Tereską? Ale przecież sama zaczęła — analizowała w myślach. — Co ona powiedziała? Co miała na myśli mówiąc o tych uszach? Pijana była …przecież nie wiedziała, co mówi…

 

— Jak to nie kupiłaś? A gdzie byłaś przez ten czas?

Babka była wyraźnie rozgniewana, mierzyła ją od stóp do głów mocnym, rzucającym grady i błyskawice wzrokiem.

Chciała coś powiedzieć na swoje usprawiedliwienie, ale nie bardzo wiedziała, od czego zacząć. Kiedyś, kiedy jeszcze mama żyła, powtarzała jej nieustannie, że nawet najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa, dlatego teraz tak trudno jej było wykrztusić z siebie cokolwiek.

Na to wszystko przyszedł Zygmunt.

— Nie krzycz na nią, nie widzisz jak wygląda? Jest cała przejęta i zdenerwowana, a poza tym mam w domu ocet — całą butelkę! Zaraz przyniosę, albo niech Patrycja idzie ze mną!

Byli już na jego podwórku — czystym, wymiecionym, gdzie każdy przedmiot miał swoje miejsce, gdy spojrzał jej w oczy i zapytał, co się stało. Nie wiedzieć czemu, ufała Zygmuntowi, bo tak naprawdę był jedyną, życzliwą jej osobą. No, może prócz Ewy.

Opowiedziała mu o wszystkim, on zaś pokiwał głową ze zrozumieniem.

— Powinnaś zacząć przyzwyczajać się do myśli, że twoje życie, nie będzie inne niż jest. — Po dłuższym zastanowieniu dodał — a ty kiedyś i tak wszystkich jeszcze zaskoczysz, musisz być tylko wytrwała i cierpliwa…

 

 

Wieczorem ktoś zapukał do drzwi. Patrycja odrabiała lekcje w kącie kuchni, spojrzała z ukosa na babkę, która od dłuższego czasu wpychała w siebie kawałki tłustego boczku i kiełbasy. Tereski nie było, wymknęła się gdzieś na wiejską zabawę, zostawiając po sobie w pokoju rozrzuconą garderobę, ogryzki kredek do oczu, rozsypany róż na ławie i ostry zapach perfum “Być może”. Jaroszowa miała jeszcze pełne usta, gdy słysząc donośne pukanie, powiedziała: proszę!

Ktoś chwilę szamotał się z klamką, potem zaś usłyszały głośne szuranie butów o posadzkę, mocne kasłanie i do kuchni wkroczyła Balbina Janikowa.

— Niech będzie pochwalony! — pozdrowiła domowników.

Babka uśmiechnęła się rada, widząc ją.

— Na wieki wieków! — odparła.

Nie na darmo ludzie we wsi nadali jej przydomek “Wolna Europa”. Janikowa wiedziała bowiem wszystko, co działo się w okolicy i rozmowa z nią stanowiła dla niektórych nie lada gratkę.

Zaproszona usiadła przy stole, zdjęła z głowy kwiecistą chustkę, a z ramion zrzuciła gruby pulower. Miała szczupłą, pomarszczoną twarz, wysunięty podbródek, policzki i oczy głęboko zapadnięte.

— Swojej roboty? — zagadnęła, patrząc łakomie na pęto kiełbasy i kaszanki na półmisku.

— Ależ skąd… — Helena skrzywiła się z niesmakiem. — Państwowa, — westchnęła ciężko — poczęstuj się, spróbuj…

Kobieta nie czekając długo urwała kawałek i ugryzła. — Hm… Niezła nawet…

— Patrycja, zrób szybko dwie herbaty! — rzuciła Jaroszowa i zagadnęła gościa: — A jak tam młodzi? Gospodarzą się dobrze?

— Jak to młodzi, gdzież im w głowie gospodarowanie? Wygody szukają… Nasi i tak mieli szczęście, bo mieszkanie spółdzielcze dostali. Nie na darmo stary Klimczak świnie bił, a teraz zostanie sam na starość. Głupiec, co nie? — kobieta zaśmiała się pogardliwie bezzębnym prawie uśmiechem. — Zawsze był głupcem — kontynuowała żarliwie. — Najpierw na usługach u żony, a teraz u córki. Ale mój wnuk nie taki — ciągnęła podekscytowana. — Dobry z niego chłopak: oszczędny, uparty i dociekliwy! Jak już mu coś za głowę zalezie, to nie odpuści! Szkoda go dla takiej miernoty, ani to ładne, ani zgrabne, a do tego łapy obie lewe. Ale nikt nie potrafił jej mu ze łba wybić. Uparł się jak ten osioł! Nie było żadnej rady, trzeba było odpuścić!

— Ano! — przytaknęła Helena zamyślając się na chwilę i czerwieniąc się równocześnie jak nastolatka.

— A tobie co? Na starość przyszło ci się bawić w niańkę? — zauważyła Janikowa mimochodem, przenosząc jednocześnie przenikliwy wzrok na Patrycję.

— Ano! — przytaknęła znów chmurnie — myślałam, że tylko czasowo, ale widać, że Olga wybiła mu wreszcie to kochanie z głowy. Dziwię się nawet, że tak łatwo zapomniała o swojej krzywdzie. Dobrze chociaż, że wtedy znalazł się ten Zieliński, co za żonę ją wziął, dzieciakowi nazwisko dał, a nawet majątek przed śmiercią zapisał!

— Teraz ona górą! — dodała śpiesznie Janikowa — Jak to się te losy ludzkie plotą? Tylko dziewuchy szkoda, nie jest przecież winna za grzechy swojej matki, a sierotą została. Pracowita widać jest i urodziwa, tylko chuda jak palec, jakby niedożywiona.

— Jaka tam niedożywiona?— zaperzyła się Helena. — A czy ja jej żreć nie pozwalam, czy ja jej czego żałuję? Czy to moja wina, że chodzi tak, jakby w portki narobiła? Ja też mam swoje zmartwienia, a teraz doszło mi jeszcze jedno…

Dziewczynka wszystko słyszała, pochylona nad książką nie widziała liter. Rozpierzchły się gdzieś i pomieszały. Potok łez sunął jej po policzkach. Nie chciała, by ktoś to zauważył, więc zerwała się z krzesła i wybiegła do pokoju. Ukryła głowę w poduszce i szlochała bezradnie.

 

 

Tuż przed świętami Wielkanocnymi Patrycja z Ewą wraz z czterema innymi koleżankami, wzięły inicjatywę w swoje ręce i postanowiły zorganizować zbiórkę pieniędzy na kwiaty, którymi miał być udekorowany symboliczny grób Pana Jezusa w maleńkim kościółku w Górkach. Chodziły więc od domu do domu i zbierały pieniężne datki. Ludzie chętnie się dzielili, bo intencja była dla nich wzniosła. Wreszcie po kilku dniach zliczyły wszystko razem i zaniosły proboszczowi, który pochwalił je głośno i obiecał wspomnieć o tym na ambonie podczas niedzielnej mszy. Wracały zadowolone i dumne z siebie, gdy przechodząc obok kapliczki, zatrzymały się na chwilę. Stała zaniedbana od kilku lat i czekała na remont, który mieszkańcy Górek odkładali z roku na rok. Tak się stało, że każda z dziewcząt pomyślała w tym momencie o tym samym: trzeba coś zrobić!

Najpierw postanowiły posprzątać i umówiły się na następny dzień po lekcjach. Każda musiała coś od siebie zaproponować, a najlepszy pomysł miał zostać wykorzystany.

Następnego dnia spotkały się w tym samym miejscu, na skrzyżowaniu Górek i drogi szybkiego ruchu do Kozienic.

Zaczęła Ewa:

— Myślę, że trzeba ją czymś okleić, tylko jak? — zastanawiała się głośno.

— Zwariowałaś? — rzuciła Baśka w jej stronę. — Czym ją chcesz okleić? Mój brat jest malarzem. Rozmawiałam z nim, obiecał nam pomoc.

— To świetnie! — zachwyciła się Grażyna. — Pomyślałam właśnie o tym samym. Przywieziemy na koniec trochę piachu, wysypiemy alejkę, posadzimy coś, udekorujemy wstążkami …

— Ja mogę pomalować płotek, — wtrąciła Asia — mam nawet w domu olejną farbę, chyba zieloną…

— Świetnie! — podchwyciły chórem, zachwycone już wizją odnowionej kapliczki.

— A ja mam jeszcze jeden pomysł — zaczęła nieśmiało Patrycja. — Oczywiście wszystko zależy od was, czy się zgodzicie…

— Mów! Mów! — ponaglały ją — umieramy z ciekawości!

— Pomyślałam, że mogłabym na niej namalować modlące się dzieci, Matkę Boską, Pana Jezusa, jeśli chcecie…

— Umiesz malować? — zdziwiły się jednocześnie — naprawdę?

Stanęło na tym, że brat Baśki pomaluje kapliczkę na beżowy kolor, płotek będzie ciemnobrązowy, Patrycja namaluje modlące się na wzgórzu dzieci, a reszta zajmie się porządkowaniem i dekoracją. Były zachwycone.

Po tygodniu zmagań, w które zaangażowali się również poszczególni mieszkańcy Górek, można było podziwiać wspaniały efekt tej ciężkiej pracy. Byli tacy, którzy pukali się tylko w czoło mówiąc, że to tak zwane “zaklejanie trypla plastrem”, ale i oni oniemieli z zachwytu, kiedy prace zostały ukończone. Kapliczka w Górkach zasłynęła w okolicy i mieszkańcy ościennych wsi przyjeżdżali tłumnie, zwiedzeni ciekawością. Trudno bowiem uwierzyć w to, że kilkoro dzieci dokonało czegoś, czego nie udało się do tej pory dorosłym. Przyjechał nawet miejscowy proboszcz i poświęcił uroczyście to dzieło. Najbardziej jednak urzekał obrazek namalowany przez małą malarkę farbami plakatowymi: zachwycał kolorami, wieżyczką kościółka w tle, owieczkami pasącymi się spokojnie na wzgórzu i trójką modlących się żarliwie dzieci. Z czasem malunek wypłowiał, deszcz zmył wyrazistość i świeżość pomysłu, ale sława Patrycji została. Po dwóch latach rozebrano kapliczkę i postawiono na jej miejscu nową.

 

 

 

 

Wszystko wskazywało na to, że całe dwa miesiące wakacji spędzi w domu. Nikt nie wspominał o wyjeździe, a ona z dnia na dzień przestawała się łudzić. Potem dowiedziała się, że ojciec wyjechał z macochą, Pauliną i Przemkiem nad ciepłe morze do Grecji.

Było jej przykro, ale tylko na początku, bardziej bowiem żałowała dwutygodniowej nieobecności Ewy, która co roku wyjeżdżała z rodzicami do Władysławowa. Miała tam ciotkę, w związku z czym nie musiała martwić się o kwaterę. Mogła wyjeżdżać nad morze, tyle razy, ile tylko chciała. Obiecała jej, że przywiezie stamtąd muszlę, w której jak się ją przyłoży do ucha, słychać szum morskich fal. Przyrzekła też, że po powrocie opowie jej dokładnie o wszystkim i opisze słowami zachód słońca. Cieszyła się już na to spotkanie i tęskniła za tą chwilą. Nigdy nie widziała morza i troszeczkę, po cichutku, zazdrościła Ewie.

Na szczęście pracy miała mnóstwo i głowę zajętą innymi sprawami. Wraz z wiosną, przeniosła się do drugiego pokoju, który całą zimę stał nieogrzewany. Miała już dość dzielenia kąta z Tereską, dlatego postanowiła niezwłocznie stamtąd się wynieść. Dostała nawet przyzwolenie babki, która po historii z kapliczką, okazywała jej coraz więcej zrozumienia. Jej wrodzone zamiłowanie do estetyki, nie pozwoliło długo cieszyć się brudnymi ścianami i zgrzebnym, surowym wyposażeniem. Miała przed sobą trudne zadanie, ponieważ poza starą, rozdygotaną szafą, drewnianym łóżkiem z siennikiem, lustrem z toaletką, nie było w nim nic. Poprosiła Zygmunta o odświeżenie ścian. Nie odmówił jej, choć zaczynały się już sezonowe prace w polu. Wzbudził tym samym zazdrość Tereski, która od dawna ostrzyła sobie na niego pazury, ale jakoś do tej pory nie miała szczęścia.

— Pomarańczowy kolor? Kto to słyszał? — Jaroszowa popukała się w czoło, gdy Zygmuś kończył malowanie, a Patrycja zmywała z podłogi ślady po farbie. Wyszła mrucząc coś pod nosem niezadowolona, wzbudzając tym zachowaniem ogólne rozbawienie. Sąsiad zapalił papierosa i pokręcił nosem: no, no, może nie będzie tak źle!

— Ależ to piękny kolor! — zachwycała się dziewczynka. — Kolor lata, zachodzącego słońca, taki ciepły i nastrojowy!

— Może… — Zygmunt był nadal sceptyczny, ale liczył się z jej zdaniem. Między nimi zawiązała się jakaś niezrozumiała nić sympatii. Tamto wydarzenie poszło jakby w niepamięć, choć dla Zygmunta było trudnym do udźwignięcia ciężarem. Zdawał sobie sprawę z konsekwencji takich czynów, ale z drugiej strony bliskość tej dziewczyny przezwyciężała w nim wszelki rozsądek i jakiekolwiek obawy. Walczył każdego dnia sam ze sobą, bojąc się, że pewnego razu, znów poniesie klęskę. To była niezwykła dziewczynka. Nie chciał jej przecież skrzywdzić, ale to było takie trudne…

 

Gdy już ściany wyschły, gdy już wyszorowała wszystko, zajęła się tym, co sprawiało jej największą przyjemność. W szafie odkryła pożółkłe firanki, namoczyła je w wodzie z wybielaczem, aż znów odzyskały dawną biel i świeżość. Obcięła je, by sięgały nieco nad parapet, wyprasowała i upięła fantazyjnie. W komórce wypatrzyła zaplamioną, welurową narzutę, a pod workami z owsem, poszarpany kawał brudnego filcu. Minęło sporo czasu, zanim wyczyściła znaleziska i doprowadziła je do stanu używalności. Narzutę wyprała ręcznie, powiesiła z wodą, a na miejsce wyszarpanych dziur, naszyła kolorowe szmatki.

Z filcu zaś wycięła prostokąt i położyła pod łóżkiem. Znalezioną na strychu farbą pomalowała szafę, a w rogach drzwi umieściła fantazyjne szablony. Zygmunt przytargał nawet niewielki stolik z domu, który jemu nie był do niczego potrzebny. Nakryła go serwetą, postawiła na nim wazon z kolorowego szkła i nie mogła wręcz nacieszyć oczu. Wchodziła do pokoju i wychodziła kilka razy. Była z siebie dumna, do momentu, gdy wpadła tam również rozzłoszczona babka:

— W polu tyle roboty, a ty marnujesz czas w chałupie!

 

 

Rozpoczął się czas żniw, gospodarze szturmem ruszyli w pola, gdzie kładły się od ciężaru, dojrzałe, kołyszące się za każdym podmuchem wiatru łany żyta. Echem odbijał się szczęk kos, warkot silników, w przestworzach nurkowały ptaki, w trawach brzęczały końskie muchy. Upał tego lata doskwierał wszystkim, z nieba lał się żar, a z pleców żniwiarzy — pot. Patrycja nie była przyzwyczajona do tak ciężkiej pracy, jeszcze nigdy nie odbierała żyta i nie wiązała go w snopki. Nie szło jej na początku sprawnie, nie nadążała, więc Zygmunt celowo zwalniał, udając, że ostrzy kosę. Pogwizdywał sobie wesoło pod nosem i zerkał na nią spod krzaczastych brwi. Na sąsiednich polach jeździły już kombajny, ale Jaroszowa nie była zwolenniczką postępu.

Co pewien czas zarządzano przerwę. Pod drzewem, w cieniu leżały w torbie przygotowane wcześniej kanapki, a w słoikach kompot i czarna kawa zbożowa. Babka siadała wówczas na snopie, ściągała z głowy chustkę i obcierała nią pot z twarzy i karku.

Kowalowa, która przychodziła zwykle na odróbkę, sadowiła się na wąskim pasku granicy, nie jadła, nie piła, bo jak twierdziła, nie czuła wtedy pragnienia i głodu. Patrycja nie lubiła tej kobiety, od kilku lat zgorzkniałej wdowy, matki dziewiętnastoletniego Witka. Kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, przerywano pracę, ustawiano ścięte żyto w równe mendle i wracano do domu. Biegła zazwyczaj wcześniej, po drodze zabierała z pola krowy, potem paliła szybko w piecu i przygotowywała kolację. Była to zwykle pokrojona w plastry wędlina, gotowane jajka i pomidory. Czasem biały barszcz i grzane parówki. Na stole pojawiała się jedna butelka wódki, potem następna. Zygmunt lubił sobie wypić, krasił potem swoimi opowieściami resztę wieczoru, świntuszył, zabawiając do łez obie panie. Patrycja już nie siedziała z nimi, zamykała się w swoim pokoju, ustawiała na środku wielką, metalową miskę i myła się dokładnie. Po takiej kąpieli, woda była czarna, ale czuła się odświeżona, rzucała się więc do łóżka i zasypiała natychmiast.

cdn.

1

© Copyright by Anna Stryjewska, 2009


Newsletter

ADS

Polecane książki

KSIĄŻKI `e media`

„Pielgrzym a buty”. Zamów tę książkę w naszej księgarni


KSIĄŻKI
GRUPY HELION

[ powrót ] | [ góra ]

Na tej stronie wykorzystujemy ciasteczka (ang. cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystanie z naszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies, umieszcza je w pamięci Twojego urządzenia. Więcej informacji na temat plików cookies znajdziesz pod adresem http://wszystkoociasteczkach.pl/ lub w sekcji `Pomoc` w menu przeglądarki internetowej orologi replica.